+1
Woy 30 czerwca 2022 19:06
Ostatnio na forum pojawiło się sporo relacji z Peru, jest też kilka z poprzednich lat. Co oczywiste, w zasadzie wszystkie koncentrują się wokół topowych atrakcji tego państwa, czyli tzw. Gringo Trail. Nie mam chęci i motywacji do pisania relacji, która powtarza innych i zastanawiałem się, czy w ogóle tworzyć kolejną. Ale z drugiej strony podczas naszej wizyty (zwiedzałem kraj z żoną i dwójką dzieci) dotarliśmy do tylu nieopisywanych wcześniej miejsc, że bez problemu znalazłbym świeży materiał. Dlatego też postanowiłem stworzyć relacje z Peru, która w której praktycznie nie będzie Gringo Trail. Nie będzie też zdjęć jedzenia samolotowego, saloników, lotnisk i tym podobnych atrakcji, dość częstych w relacjach na forum.

Według Wikipedii Gringo Trail to typowa turystyczna trasa obejmująca w Peru następujące miejsca (kolejność alfabetyczna): Arequipa, Cusco, Ica, Iquitos, Lima, Machu Picchu, Máncora (WTF??), Nazca, Puno, Lima. Mimo, że odwiedziliśmy wszystkie z tych miejsc oprócz Iquitos i Máncory, relacji z nich nie będzie (jedyny wyjątek zrobię dla Machu Picchu, bo mam do dodania istotne nowe informacje logistyczne i sama droga tam była z przygodami).

Peru miałem na radarze już od dzieciństwa. Kto ma odpowiednia liczbę lat, być może pamięta kreskówkę „Tajemnicze złote miasta” puszczaną w telewizji na początku lat 90-tych. To zapoczątkowało moją fascynację tym krajem, rozszerzoną potem na całą Amerykę Południową. Po dość dokładnym zwiedzeniu północnej Argentyny (z przystankami w Chile, Paragwaju i Urugwaju) oraz dużej części Brazylii przyszła pora właśnie na Peru. Kiedy na fly4free pojawiła się promocja Aeromexico z Madrytu do Limy za ok. 1400 zł nie wahałem się i szybko kupiłem bilety w terminie ferii mazowieckich.

Już w zasadzie mieliśmy wylatywać, ale pojawiły się problemy. Raz, że ogromny nawał pracy nie pozwalał mi należycie się przygotować do wyjazdu. Dwa - promocja z Madrytu okazała się nie aż tak fajna, bo stracilibyśmy mnóstwo czasu na doloty, z planowanych 16 dni wakacji tylko 12 przypadałoby na Peru. Trzy – luty to jednak nie jest dobra pora na Peru, w Andach trwa pora deszczowa i miałem obawy o bezpieczeństwo przejazdów (jak się potem okazało, całkiem uzasadnione). Koniec końców, na kilka dni przed wyjazdem nie odczuwałem zbytniego entuzjazmu. Zostały już tylko 4 dni, kiedy otrzymaliśmy informację ze szkoły syna, że jego nauczycielka ma covid, w związku z czym syn idzie na kwarantannę. Sanepid twardo stał na stanowisku, że nic z tej kwarantanny nie może go zwolnić. Niby tragedia, ale miałem na karcie kredytowej ubezpieczenie pokrywające takie sytuacje, więc po początkowym smutku nastąpiła radość. Odpuściliśmy Peru w lutym, wszystkie wydatki zostały zwrócone, a ja kilka dni później kupiłem bilety na czerwiec KLM z Berlina do Limy za ok. 1850 zł (ok. 7800 zł za rodzinę 2+2). Per saldo wyszło tylko nieznacznie więcej niż dolot i wylot z Madrytu, a logistycznie dużo lepiej – z 18 dni wakacji aż 16 przypadało na Peru. No i czerwiec to doskonała pora na zwiedzanie tego kraju, dużo lepsza niż luty.

Peru chcieliśmy zwiedzić naszym ulubionym sposobem – wypożyczając auto. Przed wyjazdem czytałem, również na forum fly4free, opinie, które stanowczo odradzały ten sposób zwiedzania. Peru miało być krajem z najgorszymi kierowcami na świecie, mocno niebezpiecznym dla z Europy. Tego typu stwierdzenia to dla mnie tylko zachęta – miałem jeszcze większą motywację, żeby sprawdzić na własnej skórze, jak wygląda jazda po tym strasznym Peru. Wypożyczenie samochodu okazało się strzałem w dziesiątkę, choć muszę potwierdzić, że Peru to nie jest kraj dla początkujących kierowców, zarówno z powodu dróg, jak i kultury jazdy tamtejszych kierowców. Szczegóły już w dużej mierze podałem tutaj, dodam tylko, że ta opinia jest solidnie uzasadniona – po Peru przejechaliśmy 5700 kilometrów, pokonując poniższą trasę:


Peru trip map.jpg



Od początku miałem obawy o stan dróg w Peru, więc wybrałem samochód z większym prześwitem – ostatecznie padło na suva, Toyotę Rav 4 z automatyczną skrzynią biegów. Na trasę, którą pokonaliśmy, nawet ten prześwit okazał się niewystarczający, ale dla 99% procent turystów sprawdziłby się idealnie. Robiącym Gringo Trail wystarczyłaby zwykła osobówka, choć nie da się ukryć, że suv dawałby znacznie więcej spokoju ducha na peruwiańskich drogach. Samochód wziąłem z Enterprise, które serdecznie polecam – rzadko kiedy miałem tak pozytywne doświadczenia z wypożyczalnią, jak w Peru.

Do Limy przylecieliśmy o 19.00, na zwiedzanie nie było już czasu, ale można było wykorzystać te 2-3 godziny na transport. Po sprawnym wypożyczeniu samochodu udaliśmy się na północ, śpiąc w oddalonym od Limy o 70 km Chancay. Większość trasy wiodła przez główną drogę kraju – Ruta Panamericana, która, mimo okresów dobrej dwupasmowej drogi, wiedzie przez centra miast. Średni czas dojazdu nie jest więc specjalnie krótki.

Następnego dnia rozpoczęliśmy właściwe zwiedzanie, już od rana czując przedsmak tego, co nas czeka w Peru. Pierwszym punktem wycieczki było wpisane na listę UNESCO Caral-Supe, do którego trzeba jechać częściowo po polnych drogach. Po raz pierwszy spotkałem się z zawodnością Google Maps, które zaproponowało poniższą drogę:

Caral-supe.jpg



Po fakcie wiem, że powinno się wybrać tę drogę alternatywną, z tym, że przy ustawieniu punktu początkowego Chancay, Google Maps pokazało tylko pierwszą. Druga droga, choć nominalnie dłuższa, jest znacznie wygodniejsza i szybsza. Przy pierwszej po polnych drogach trzeba jechać jakieś 25 km, przy drugiej – tylko 3 km, częściowo przez koryto wyschniętej w porze suchej rzeki. Podczas pory deszczowej ta krótsza, wygodniejsza trasa jest często nieprzejezdna.

Powoli, ale dojechaliśmy do Caral-Supe, które okazało się świetnym miejscem na start, dającym dobry przedsmak tego, co nas czeka w Peru. Miejsce jest pomnikiem (stolicą?) najstarszej zaawansowanej cywilizacji obu Ameryk, istniejącej w okresie ok. 3000 p.n.e. – 1700 p.n.e., czyli w tym samym czasie, co Stare i Średnie Państwo w Egipcie. Tak jak starożytni Egipcjanie, przedstawiciele cywilizacji Caral budowali piramidy, może mniej spektakularne niż egipskie, ale i tak robiące wrażenie – szczególnie, że cywilizacja Caral była na pewno mniej liczna. Przewodnicy lubią podkreślać, że cywilizacja Caral była bardzo pokojowa, bo na żadnym stanowisku archeologicznym nie znaleziono śladów wojen.

Powstaje pytanie, w jaki sposób można było stworzyć zaawansowaną cywilizację w miejscu, które poza dolinami rzek jest niemal samą pustynią. Zapytałem o to przewodniczkę, która stwierdziła, że klimat 4-5 tys. lat temu był tam zupełnie inny, ale nie znalazłem potwierdzenia tego faktu w oficjalnych źródłach.

Caral-Supe jest bardzo rozległe, zwiedzanie zajmuje ponad godzinę w pełnym słońcu, trzeba się więc zaopatrzyć w wodę i czapki. W słońcu cierpieliśmy, ale już dwa dni później do niego tęskniliśmy, wjeżdżając w stosunkowo zimne Andy. Przewodnik jest obowiązkowy, na piramidy niestety nie można wchodzić.

20220604_102857.jpg



20220604_103826.jpg


20220604_104951.jpg


DSC02136.JPG


DSC02141.JPG


DSC02155.JPG



Z Caral-Supe udaliśmy się do świeżo wpisanego na listę UNESCO (wpis z 2021) Chankillo, najstarszego obserwatorium astronomicznego w obu Amerykach i jednego z najstarszych na świecie. Dostać się do Chankillo nie jest łatwo, Google Maps znów pokazuje złą drogę, a na miejscu nie ma żadnych drogowskazów. Trochę błądziliśmy po okolicznych wioskach, ale w końcu po zasięgnięciu języka się udało. Chankillo nieco nas zawiodło, bo na miejscu nie ma zbyt wiele do zwiedzania – ot, grupa trzynastu identycznych budowli (Trzynaście Wież) na grzbiecie wzgórza, na które zresztą nie można wchodzić.

20220604_151255.jpg


DSC02171.JPG


Te budowle miały jednak ważną funkcję, bo właśnie dzięki nim cywilizacja Casma-Sechin, która wybudowała Chankillo, dokonywała obserwacji astronomicznych. Chankillo pochodzi z ok. 300 r. p.n.e.. a sposób dokonywania obserwacji przedstawia poniższy rysunek (zdjęcie z thearcheologist.org). Wstęp jest darmowy, jeden sympatyczny strażnik pilnuje, żeby nie wchodzić na wieże.

313D-Image+Observing+the+Calendar.jpg



Kilkanaście minut drogi od Chankillo, tuż przy głównej drodze znajduje się inne stanowisko archeologiczne tej samej kultury - Cerro Sechin. O Cerro Sechin dowiedziałem się dopiero w Peru, ale gdybyśmy je przegapili, mocno bym żałował. Główną atrakcją są tu liczne reliefy, przedstawiające głównie ludzi i części ludzkiego ciała. Miejsce jest wspaniale zachowane – myślałem, że reliefy to kopie/rekonstrukcje, ale okazało się, że to wszystko oryginały! Takie jest Peru, archeologiczne perełki są na każdym kroku, a często trzeba trochę pogrzebać, żeby dotrzeć do publicznych informacji o nich.

20220604_155815.jpg



DSC02172.JPG

Trujillo i okolice

Z nieznanych mi przyczyn Trujillo nie jest szczególnie popularne wśród turystów – np. w relacjach na forum fly4free nie ma o nim żadnej wzmianki. A to drugie co do wielkości miasto w Peru, w okolicach którego znajdują się światowej klasy stanowiska archeologiczne. Samo miasto nie jest może super ciekawe, ale na pewno warte krótkiego zwiedzenia, choćby tylko okolic Plaza de Armas.

20220605_083434.jpg



20220605_083950.jpg


DSC02180.JPG


DSC02181.JPG


DSC02188.JPG



Prawdziwą perełką okolic Trujillo jest położone na jego przedmieściach stanowisko archeologiczne Huaca de la Luna i Huaca del Sol (Świątynie Księżyca i Słońca). Gigantyczne piramidy zostały zbudowane przez kulturę Moche przez kilka setek lat, począwszy od I w. n.e. Zwiedza się tylko Huaca de la Luna, Huaca del Sol można podziwiać za darmo, ale jest znacznie bardziej uboga. Za to Huaca de la Luna to najprawdziwsza perełka, jedno z najwspanialszych stanowisk archeologicznych nie tylko w Peru, ale i w całej Ameryce Południowej. Stanowisko jest rozległe, wizyta z przewodnikiem trwa jakieś półtorej godziny, a w tym czasie podziwia się m.in. wspaniale zachowane murale i freski. W odróżnieniu od wielu stanowisk archeologicznych w Peru, Huaca del la luna nie jest zrekonstruowana – całość jest w 100% oryginalna i poddawana renowacji/konserwacji. Nie mam pojęcia, dlaczego Peru nie zaproponowało tego miejsca na listę UNESCO, bo byłby to pewny, w 100% zasłużony wpis.

20220605_112635.jpg


20220605_113214.jpg


20220605_113219.jpg


20220605_113229.jpg


DSC02201.JPG


DSC02202.JPG


DSC02207.JPG


DSC02208.JPG


Na listę UNESCO jest za to wpisane inne znane stanowisko archeologiczne w Trujillo – Chan Chan. Miasto było założone przez kulturę Chimu, która zastąpiła kulturę Moche w okolicach VIII w. n.e., i jest uważane za największe miasto Ameryki Południowej przed przybyciem Kolumba. Chan Chan jest rzeczywiście gigantyczne, ale z racji używanego budulca – suszonej na słońcu cegły (tzw. adobe), przez ok. 1200 lat od wybudowania i 600 lat od opuszczenia (miasto zostało podbite przez Inków kilkanaście lat przed przybyciem Kolumba) nie miało szans na przetrwanie w oryginalnym kształcie. Obecny wygląd to w dużej mierze rekonstrukcja, ale robiąca wielkie wrażenie. Udostępniona do zwiedzania część jest ogromna, a trasa przemyślana w ten sposób, że turysta poczuje się w pełni usatysfakcjonowany. Chan Chan jest tak rozległe z powodu zwyczajów grzebalnych tamtejszych władców – każdy był chowany w swoim własnym pałacu, następca musiał wybudować sobie nowy, a więc w jednym momencie tylko część miasta była zamieszkała. Koniecznie trzeba wstąpić do pobliskiego muzeum (nie trzeba kupować dodatkowego biletu), tylko pamiętajcie, aby unikać pierwszej niedzieli miesiąca, kiedy to wszystkie lub niemal wszystkie obiekty historyczne są bez opłat otwarte dla Peruwiańczyków. Poznaliśmy to na własnej skórze i nigdy więcej nie widzieliśmy takich tłumów miejscowych turystów, jak w Chan Chan, a zwłaszcza w Huaca de la Luna. Oba miejsca można zwiedzić w około pół dnia, trzeba jednak pamiętać, że Chan Chan jest zamknięte w poniedziałki.

20220605_125019.jpg


20220605_125823.jpg


20220605_130154.jpg


DSC02212.JPG


DSC02219.JPG


DSC02220.JPG

Najgorsza droga w życiu

Peruwiańskie wybrzeże to praktycznie sama pustynia. Życie koncentruje się w dolinach spływających z Andów licznych rzek, bo po tej stronie Andów praktycznie w ogóle nie pada (średnia suma opadów dla Limy to 7 do 12 mm deszczu rocznie). Krajobraz jest nieco przygnębiający, tym bardziej, że niebo jest często zachmurzone, a mgła to zjawisko niemal codzienne. Ale wystarczy wyjechać kilkadziesiąt kilometrów na wschód (i 2000-3000 m do góry), przekraczając barierę Andów, aby zobaczyć zupełnie inny krajobraz, z mnóstwem zieleni. Takie widoki czekały nas na 4-godzinnej drodze z Trujillo do Huamachuco, podczas której z poziomu morza wjechaliśmy na wysokość 3500 m, jadąc po drodze ze śniegiem na poboczu!

O ile Trujillo jest nieco na uboczu turystycznego szlaku, Huamachuco to już kompletny wygwizdów, w którym turyści praktycznie się nie pojawiają. Widać to choćby po booking.com – w promieniu co najmniej kilkudziesięciu kilometrów nie ma żadnych dostępnych hoteli. Na szczęście zdążyłem już na tyle poznać Peru, żeby się tym nie martwić – w tym kraju nawet w zabitej dechami wsi można spotkać jakiś hospedaje, a często nawet pełnoprawny hotel. I rzeczywiście, nigdzie nie mieliśmy problemu ze znalezieniem noclegu, choć z ich jakością bywało bardzo różnie, a raz nawet tragicznie.

Jadąc do Huamachuco i dalej rozpoczynaliśmy najbardziej ekscytującą część podróży, zanurzając się w prawdziwą peruwiańską głuszę. Jeszcze w Huamachuco nie jest tak źle – z Trujillo wiedzie dobra, w 100% asfaltowa droga. Samo miasto ma ok. 70 tys. mieszkańców i wszystkie oznaki cywilizacji. Oto widok z góry:

20220606_084654.jpg


20220606_084656.jpg


Kilkanaście kilometrów od miasta znajdują się bardzo ciekawe ruiny miasta Inków – Marcahuamachuco. Wstęp wolny, choć trzeba się trochę powspinać, co przy wysokości około 3400 m n.p.m. było już odczuwalne.

20220606_082734.jpg


20220606_085852.jpg


20220606_090120.jpg


20220606_090810.jpg


20220606_090902.jpg


Huamachuco było jednak tylko przystankiem w drodze dalej na wschód. Naszym ostatecznym celem było Pataz, niewielkie miasteczko górnicze, brama do Parku Narodowego Rio Abiseo, najtrudniejszego do zwiedzenia miejsca z listy UNESCO w Peru. Odległość z Huamachuco do Pataz to tylko 146 km, ale Google Maps pokazuje, że na ich pokonanie potrzeba aż sześć i pół godziny! Nie wierzycie? Spójrzcie:

Pataz-Huamachuco.jpg


Byłem nastawiony na dość ekstremalne przygody, ale przyznam, że ta droga i mnie zaskoczyła. Wąska, gruntowa droga, wznosząca się na wysokości grubo ponad 3000 m n.p.m., gdzie po jednej stronie jest przepaść, a gdy z naprzeciwka nadjeżdża samochód (a jeszcze lepiej ciężarówka, co też się często zdarzało), trzeba cofać i szukać miejsca do minięcia się na centymetry. Te cofania, gdy przepaść była z prawej strony, były wyjątkowo stresujące dla mojej żony, która już widziała siebie na dnie.

20220606_130355.jpg


20220606_150124.jpg


DSC02227.JPG


DSC02229.JPG



Droga ostatecznie zajęła nam ponad 7 godzin i po drodze nie widzieliśmy ani jednego samochodu osobowego – same pickupy, autobusy i ciężarówki. Strach pomyśleć, co by było, gdyby popadało – nieustannie drżałbym, że się ześlizgniemy. A ja chciałem tę trasę robić w lutym… Dobrze, że widoki rekompensowały nieco jej trudy.

20220606_131617.jpg


20220606_132044.jpg


20220606_132948.jpg


DSC02230.JPG

Rio Abiseo i powrót do cywilizacji

Rio Abiseo to bez wątpienia najtrudniejsze do odwiedzenia miejsce z listy UNESCO w Peru i jedno z najtrudniejszych w Ameryce Południowej. Podróż do takich miejsc jest szczególnie ekscytująca, więc nie mogłem sobie go odpuścić podczas planowania tripu po Peru z rodziną. Do Rio Abiseo dostać się można na dwa sposoby: od wschodu, z Tarapoto (które posiada połączenia z Limą), gdzie można zwiedzić dolną część parku z lasem tropikalnym, lub z zachodu, gdzie bramą do parku jest Pataz i zwiedza się wysokogórską część parku, ze stanowiskami archeologicznymi, w tym najsłynniejszym Gran Pajaten. Z uwagi na logistykę brałem pod uwagę tylko trasę zachodnią. Mam zresztą podejrzenie, że trasa wschodnia obejmuje jedynie części rzeki Abiseo poza parkiem narodowym.

Park Rio Abiseo jest oficjalnie zamknięty dla zwiedzających, ale w Internecie można znaleźć oferty wycieczek, wiec podejrzewałem, że nie jest tak tragicznie. Długo przed wyjazdem nawiązałem kontakt z przewodnikiem Nestorem, który oferował możliwość zwiedzenia Gran Pajaten z Pataz. Z uwagi na ogromne różnice wysokości (ponad 1000 metrów), dla podróży z małymi dziećmi rekomendował użycie mułów i co najmniej dwudniowy trekking z Pataz. Potem jednak nasz kontakt się urwał, ale wiem, że Nestor może być dobrym kontaktem dla chcących zwiedzić Rio Abiseo od zachodniej strony.

Nawet bez oficjalnego zezwolenia postanowiliśmy spróbować. Okropną 7-godzinną podróż opisywałem w poprzedniej części. W końcu dojechaliśmy do Pataz przed przed 17.00, niszcząc po drodze plastikowe osłony podwozia. Pataz to małe, górnicze miasteczko, bez wielkiej pompy można stwierdzić, że w sercu El Dorado – większość mieszkańców utrzymuje się z pracy w kopalniach złota. Główną „atrakcją” jest pomnik górnika.

20220606_164806.jpg


Przypadkowo stanąłem przed ratuszem, wszedłem i zapytałem o możliwość zwiedzenia parku narodowego. Dostałem kontakt do bardzo sympatycznego burmistrza, który jest jednocześnie jednym z szefów parku. Burmistrz powiedział, że specjalnie dla nas zorganizuje permity, przewodnika i muły – całość na jeden dzień miała kosztować ok. 500 USD dla 4 osób. Pojawił się jednak problem z samymi mułami, bo trzeba było czekać cały dzień, aby je zorganizować. Nie chcieliśmy tyle czekać, więc podziękowaliśmy i z żalem (dzieci były zawiedzione brakiem przejażdżki na mułach) zrezygnowaliśmy. Trzeba było wdrożyć Plan B.

Plan B przewidywał dostanie się do parku bez permitu. Niedaleko miejscowości LLacuabamba, 90 km i 4h z Pataz, jest droga, która odbija do parku narodowego. Po drodze mijamy rzekę Maranon (jedno ze źródeł Amazonki) i wspaniałe krajobrazy.


Dodaj Komentarz

Komentarze (16)

benedetti 30 czerwca 2022 23:08 Odpowiedz
Kibicuję relacji. Mam nadzieję, że zdążysz ją ukończyć przed moim wyjazdem 18 lipca.
cart 8 lipca 2022 17:08 Odpowiedz
Jeździłem po rzekach w NZ, ale wiedząc, że mam 7h taką drogą to za cholere bym nie wjechał ;)
cart 19 lipca 2022 12:08 Odpowiedz
Nie chcieliście jechać na Islas Ballestas? Bardzo miło wspominam takie bliskie spotkania ze zwierzakami.
robokun 19 lipca 2022 12:08 Odpowiedz
Dzięki za tę relację, czytam z zaciekawieniem, żeby dowiedzieć się, co mnie ominęło :) Zauważyłem dwa drobne przekłamania:Quote:Z nieznanych mi przyczyn Trujillo nie jest szczególnie popularne wśród turystów (...). A to drugie co do wielkości miasto w Peru (...)Poprawka: Trujillo jest trzecim co do wielkości (wg ludności) miastem. Drugim jest Arequipa.Quote:(...) Limy. 8-milionowy (szacunkowo, bo nikt nie wie, ilu tak naprawdę ma mieszkańców) moloch (...)Limę szacuje się na 10 milionów mieszkańców, nie na 8 milionów.
woy 19 lipca 2022 17:08 Odpowiedz
@cart Chcieliśmy, ale cóż, jak zwykle trzeba było dokonać wyboru, czasu na wszystko nie starczyło.@robokun Jest tak, jak piszesz, dzięki za wskazanie nieścisłości.
sko1czek 19 lipca 2022 17:08 Odpowiedz
@Woy suuuper!Bardzo ciekawe miejsca odwiedziliście, dobra relacja. Wiele lat temu udało mi się dotrzeć do Trujillo, Chan Chan, Huaraz i Chavin de Huántar. Wyprawę po Peru rozpoczynaliśmy wtedy od Chiclayo, gdzie w okolicy zwiedzaliśmy niezwykłe piramidy i grobowce królewskie kultury Moche oraz oglądaliśmy mumię El Señor de Sipán w muzeum w Chiclayo - gorąco polecam.Twoja wyprawa do Pataz i Rio Abiseo to już odlot - jechać 7 godzin po wertepach, żeby potem nie mieć jednego dnia czasu na wycieczkę do parku- no, ja raczej poświęciłbym którąś z atrakcji Gringo Trail, najchętniej pewnie cepeliadę jeziora Titicaca. Tylko Ty wtedy jeszcze tych atrakcji nie poznałeś ;)
woy 19 lipca 2022 23:08 Odpowiedz
@sko1czek Dzięki za miłe słowa!Co do wypadu do Rio Abiseo - być może trzeba było poczekać, ale Pataz naprawdę nie zachęcało do pozostania, a ja strasznie nie lubię marnować cennego czasu w podróży. Jednak nie żałuję - minął prawie miesiąc od powrotu, a nasze najżywsze wspomnienia są właśnie z tych trzech dni po wertepach oraz przygody z dotarciem do Machu Picchu (o tym jeszcze napiszę) i pewnie za parę lat też te momenty będziemy pamiętać najlepiej. Oczywiście najfajniej byłoby mieć czas na wszystko, ale trzeba się poddać realiom.Chcieliśmy też dotrzeć do Chiclayo i obejrzeć rzeczy, o których piszesz, ale wtedy trzeba by było odpuścić inne miejsca. Nic jednak straconego, Peru jest jednym z tych krajów, do których na pewno kiedyś wrócę.
sko1czek 19 lipca 2022 23:08 Odpowiedz
@Woy mam tak samo - planuję wrócić do Peru.I tylko dodam, że gdybyś planował kolejny wyjazd, dołącz do swojej trasy koniecznie Iquitos. Miasto i okolica są niezwykłe, jedyne w swoim rodzaju - a kilka kawałków dżungli, także amazońskiej, już widziałem. A w każdym razie Iquitos było niezwykłe, kiedy tam doleciałem w 2006 roku.
benedetti 27 lipca 2022 05:08 Odpowiedz
Ja dziś przejeżdżałem przez Juliacę. Na wyjeździe wyglądało to jak obraz nędzy i rozpaczy, nawet jak na Peru. Pozdrowienia z San Pedro. :)
fortuna 30 sierpnia 2022 12:08 Odpowiedz
super, przyznam ze przeczytalem cala i chetnie bym sam taka trase autem zrobil.Czy jest gdzies wspomniane ile kosztowalo wypozyczenie auta, czy jakos pominalem ten fragment?Pare lat temu jechalem busem z Cuzco do hydroelectrica i bede zyl krocej z 10 lat przez te jazde, masakryczny odcinek, pamietam ze jak sledzilem na maps.me droge to mi pokazywalo komunikat "unikaj za wszelka cene" :) prowadzac samemu auto czulbym sie o wiele lepiej, dlatego bede chcial tam wrocic wlasnie takim sposobem.
woy 30 sierpnia 2022 12:08 Odpowiedz
@fortuna Za 16 dób zapłaciłem jakieś 900 USD - wtedy wyszło 4175 zł. Ogólnie wydaliśmy na miejscu na 4 osoby niemal równo 15 koła, z biletami 23k. Odliczając 3200 euro rekompensaty, wyjdzie całkiem budżetowy wyjazd :D Transport był zdecydowanie najwyższą pozycją w budżecie, z kolei zaoszczędziliśmy na noclegach, bo chyba nigdzie nie zapłaciłem więcej niż 200 zł za dobę.
igore 30 sierpnia 2022 12:08 Odpowiedz
Bardzo ciekawa relacja. Największy szacunek dla dzieci, że nie wysiadły gdzieś po drodze. :D
sko1czek 30 sierpnia 2022 12:08 Odpowiedz
Dzieci przywykłe od małego do offroadowych atrakcji i wakacji z dala od plaż z palmami.
benedetti 31 sierpnia 2022 23:08 Odpowiedz
Z całym szacunkiem do fajnej relacji, ale na mnie też najwieksze wrażenie zrobiło to, że byliście tam całą rodziną. Gratulacje! Jesteście mega pozytywnymi "wariatami". :)
woy 31 sierpnia 2022 23:08 Odpowiedz
Dziękuję wszystkim za miłe słowa. Rzeczywiście dzieci przyzwyczajane od małego :) @benedetti na początku miałem nadzieję, ale nie było szans na ukończenie przed Twoim wyjazdem. Inne obowiązki, zwłaszcza przeprowadzka, mnie przytłoczyły. Pisanie relacji i obróbka zdjęć zajmuje jednak kupę czasu.
jerzy5 7 września 2022 05:08 Odpowiedz
Fantastyczna relacja, będzie dla mnie inspiracją, więc masz mój głos :D