0
Woy 8 lipca 2017 17:02
Część I - wstęp i stolica

Zapraszam do relacji z tygodniowego wyjazdu na Wyspy Świętego Tomasza i Książęcą. Wyspy to najmniejszy kraj Afryki i jedno z najrzadziej odwiedzanych państw świata (w zależności od zestawienia, zajmuje od czwartego do dziesiątego miejsca w rankingu niepopularności). Statystyki mówią o około 10 tys. turystów rocznie, a więc nasza czwórka stanowi sporą część wszystkich turystów i pewnie z 10% Polaków, którzy w tym roku odwiedzili bądź odwiedzą São Tomé. No chyba, że ta relacja zachęci czytających (na co liczę) lub fly4free opublikuje sensacyjną error fare pokroju ubiegłorocznego Palau.

Niewielką popularność São Tomé (będę posługiwał się częściej skróconą portugalską nazwą kraju) powoduje relatywnie trudna dostępność, bo latają tam z Europy (konkretnie z Lizbony) tylko dwie linie – TAP (dwa samoloty tygodniowo) i EuroAtlantic Airways (raz w tygodniu, loty w imieniu i pod szyldem lokalnych STP Airways, które jako przewoźnik z czarnej listy nie mogą latać do UE). Oprócz tego można się tam dostać z Gabonu, Wysp Zielonego Przylądka, Ghany i Angoli. Pojawiały się już zresztą na f4f niezłe oferty (nawet około 1500 zł RT), ale na ogół dotyczyły pory deszczowej. Nas bilet kosztował niecałe 2 tys. od osoby (dolot do Lizbony kupiliśmy osobno), przy czym rzutem na taśmę, tuż przed drugimi urodzinami córki ostatni raz skorzystaliśmy z biletu dla niemowlaka za jakieś śmieszne 20 zł.

Jak polubiłem Portugalię, tak nie mogę się przekonać do wszystkiego, co jest związane z lotnictwem w tym kraju. Początek podróży był dziwny, bo podróż autokarem z terminalu do samolotu trwała chyba dłużej, niż zająłby nam dojazd do centrum Lizbony. Lot Lizbona – São Tomé trwa 8 godzin, choć sporo czasu zajmuje międzylądowanie w Akrze, gdzie samolot stoi jakąś godzinę. Można mniemać, że międzylądowanie czyni to połączenie rentownym, bo w Ghanie wysiadło jakieś 2/3 pasażerów.

Sam lot był chyba najgorszym long haulem, z jakiego przyszło nam korzystać i uzasadnia popularne rozwinięcie akronimu TAP jako „take another plane”. Już samo podstawienie małego A320 na tak daleką trasę pokazuje, że Afryka nie cieszy się w tej linii wielkim prestiżem. Podobno lepiej jest tylko z połączeniem do Mozambiku, ale tylko dlatego, że docelowym miejscem jest któreś z miast RPA. Oprócz ciasnoty w samolocie nie podobała nam się obsługa, która wyraźnie nie panowała nad sytuacją i po kilka razy przesadzała tych samych pasażerów. Nam bez uzasadnienia kazali wyjąć bagaż podręczny i schować go pod fotelami (doskonały pomysł dla czwórki pasażerów na trzech miejscach), mimo, że miejsca w schowkach było aż nadto do końca rejsu. Mimo, że we własnej gazetce pokładowej TAP chwali się specjalną gazetką dla dzieci, na żadnym z trzech lotów jej nie mieli i nasze dzieci nie dostały nic.

W końcu jednak dolecieliśmy i każdy z nas postawił pierwsze kroki na afrykańskiej ziemi. Najpierw wstępne oględziny paszportów, zapewne w celu wyłapania nieodpowiednich pieczątek, kwalifikujących pasażerów do obowiązkowego okazania certyfikatu szczepienia na żółtą gorączkę. My takich pieczątek nie mieliśmy i jako pasażerowie priorytetowi przeszliśmy bez kolejki do kontroli granicznej. Trwało to niemiłosiernie długo, ale w końcu, po pytaniach o długość pobytu i hotel otrzymaliśmy pieczątki. Żadnych opłat granicznych, turyści z UE zatrzymujący się do 15 dni są zwolnieni z obowiązku wizowego.

Po odbiorze bagaży szybko otoczył nas tłum pomocników, którzy złapali nasze walizki żeby wpakować je do stojącej 15 metrów dalej, zamówionej wcześniej taksówki. Po 15 minutach byliśmy już w hotelu – w naszym przypadku Sao Pedro Guesthouse, który szczerze polecam.
Następnego dnia wybraliśmy się na spacer po stolicy, nazywającej się tak jak wyspa - São Tomé. Stolica, szczególnie w porównaniu z resztą kraju, prezentuje się całkiem nieźle, choć i tak ma się wrażenie, że dla większości budynków czas zatrzymał się wraz z uzyskaniem niepodległości w 1975 r. Jest tam jednak sporo kolonialnych perełek – zresztą zobaczcie sami.
Image

Image

Image

Image

Choć Pałac Prezydencki prezentuje się całkiem okazale:

Image

Naprzeciwko niego stoi katedra
Image
Image
W katedrze wiszą profile i zdjęcia kandydatów do ślubu – a wśród nich panna z Polski! Jeśli na wesele przyjedzie jej rodzina ze Świebodzic, liczba turystów z Polski na Wyspie Świętego Tomasza znacząco się zwiększy.

Atrakcji turystycznych stolica za wiele nie ma – największą jest chyba Fort Świętego Sebastiana ze znajdującym się tam Muzeum Narodowym.
Image
Image

Dla nas największą atrakcją była na pewno atmosfera i ludzie
Image
Image
Image
EDIT 11.07: Zmniejszyłem rozmiar zdjęć, poprzednie ładowały się zbyt wolno.Część II – na północny-wschód od stolicy

Mimo skromnej ilości turystów z ich obsługą na São Tomé nie jest tak źle. Baza hotelowa jest wystarczająca - szczególnie w segmencie droższym, przydałoby się nieco więcej tańszych miejsc. Nie wszystkie miejsca są dostępne przez Booking.com i podobne serwisy, bogatszą ofertę ma biuro turystyczne Saoferias, z którego usług korzystałem i szczerze polecam. Za ich pośrednictwem wypożyczyłem też samochód. U internetowych pośredników typu Rentalcars czy ECR Wyspy Świętego Tomasza nie ma, ale oferta na miejscu jest całkiem zadowalająca. Nie widziałem wprawdzie możliwości wypożyczenia samochodu innego niż 4x4, ale widząc stan niektórych saotomańskich dróg nie polecałbym nikomu zwykłego auta.

My wypożyczyliśmy jeden z najtańszych samochodów – Suzuki Jimny na cały dzień kosztował 42 euro. Jeśli ktoś chciałby samochód z kierowcą, cena wzrasta mniej więcej dwukrotnie. Jeśli ktoś dobrze odrobi pracę domową, to nie ma moim zdaniem potrzeby brania kierowcy. Warto po prostu wcześniej dokładnie zlokalizować interesujące miejsca – drogowskazy na wyspie są, ale żaden z nich nie pokazuje nielicznych atrakcji turystycznych. Na szczęście całkiem niezłe mapy kraju są dostępne w HereWeGo.

Choć w żadnym wypadku miasta São Tomé nie można nazwać bogatym, w porównaniu z resztą kraju wyróżnia się zdecydowanie. Wystarczy opuścić ścisłe centrum, a już tym bardziej całe miasto, żeby przekonać się, w jak biednym kraju jesteśmy. Wyspy Świętego Tomasza i Książęca zajmują mniej więcej 150 miejsce w świecie pod względem PKB na osobę i nawet na warunki afrykańskie są gdzieś w środku stawki. Spotkani przez nas brytyjscy dyplomaci rezydujący w Akrze byli zdziwieni, bo w porównaniu z Ghaną São Tomé jest ich zdaniem krajem zdecydowanie mniej rozwiniętym.

W wioskach dominują proste domki z desek, o kondycji raczej wątpliwej.
Image
Image


Mimo posiadania elektryczności pranie odbywa się w sposób tradycyjny – cała wioska spotyka się nad strumieniem lub publicznym kranem.
Image

Piramidę demograficzną widać gołym okiem, dzieci są wszędzie, szczególnie w porze szkolnej.

Image

Image

A poniżej dobry przykład zastosowania w praktyce afrykańskiego sposobu transportu.

Image

W jednej z wiosek spotkaliśmy drzewo z największym chyba obwodem u podstawy, jaki kiedykolwiek widziałem. Pod drzewem syn z okolicznymi dziećmi.

Image


Image

Jednym z najbardziej sugestywnych miejsc na całej wyspie i poniekąd symbolem jej najnowszej historii jest Roça Agostinho Neto, największa z plantacji kawowych na São Tomé, powstała w 1865 r. (oczywiście pod inną nazwą, obecna została nadana po uzyskaniu niepodległości na cześć prezydenta Angoli). W czasach swojej świetności posiadała kilkadziesiąt kilometrów linii kolejowej, zatrudniała 2500 pracowników i była mini miasteczkiem z własną szkołą, szpitalem czy kościołem. Po 1975 r. została znacjonalizowana i dziś nic nie produkuje, a wspaniałe budynki właścicieli plantacji tylko fasadą przypominają o starych dobrych czasach. W środku nie ma nawet podłóg…

Nie chcę tu rozstrzygać, czy kolonializm był dobry czy zły. Ten przykład pokazuje jedynie, że w przypadku Wysp Świętego Tomasza i Książęcej wraz z uzyskaniem niepodległości nie było jeszcze kadr zdolnych pokierować dużym w końcu przedsiębiorstwem.

Image
Image
Image
Image


W kontraście do mizerii plantacji znajdują się malownicze krajobrazy, zwłaszcza wybrzeże.

Image
Image
Image
Image
Image
Image
ImageCzęść III – południe i Ilheu das Rolas

O ile na północy stan większość dróg woła o pomstę do nieba, inaczej rzecz się ma na południu – niemal nowy dywanik ciągnie się kilkadziesiąt kilometrów za stolicę, przez niewielki tylko odcinek psując się dramatycznie. Nie oznacza to, że da się jechać szybko – droga jest wąska i kręta, z wieloma wioskami po drodze i trzeba bardzo uważać. Nie można ominąć pomysłowego muralu propagującego bezpieczny seks…

Image

Po drodze po raz kolejny mijamy kilka ładnych plaż i widoczków.

Image
Image
Image

Image

W okolicach miejscowości Agua Ize warto odbić w kierunku morza, żeby zobaczyć geologiczną formację zwaną Boca do Inferno (Piekielna Gęba). Nazwa prawdopodobnie ma coś wspólnego z wrażeniem, jakie robią rozpryskujące się fale, szczególnie podczas silnego wiatru. Wybrzeże przypomina trochę kształtem bazaltowe kolumny z Grobli Olbrzyma i rzeczywiście jest bardzo malownicze.

Image
Image
Image
Image


Im dalej na południe, tym mniej ludzi i większa dżungla. Jest tak gęsto, że już parę metrów od drogi nie da się przejść bez maczety. Najdziksza część dżungli jest objęta Parkiem Narodowym Obo, który sięga prawie do niepełnej „obwodnicy” São Tomé.

Image

Aż wreszcie zza kolejnego zakrętu wyłania się symbol São Tomé, najbardziej niezwykła góra jaką widziałem.

Image

Pico Cão Grande (Góra Wielkiego Psa) jest według niektórych najwyższym na świecie wulkanicznym stożkiem* - wysokość wulkanu wynosi 668 m. n.p.m., ale wybitność stożka to aż 370 metrów. Pico Cão Grande jest fenomenem z tego względu, że jako jedyna góra w okolicy oparł się procesom erozji. Uwierzcie – na żywo wygląda jeszcze bardziej niesamowicie niż na zdjęciach – przejeżdżaliśmy obok kilka razy i każdorazowo nie mogłem oderwać wzroku (mieliśmy szczęście, że raz widzieliśmy wierzchołek w pełnej krasie, zwykle jest zasłonięty chmurami).
*Devil’s Tower w Wyoming jest chyba wyższy, ale znacznie szerszy i na zdjęciach nie robi aż takiego wrażenia.

Image
Image
Image


Wyspy Świętego Tomasza i Książęca są położone prawie w całości na półkuli północnej. Piszę prawie, bo jednak mniej więcej dwa kilometry kwadratowe przynależą do półkuli południowej. Ten niewielki skrawek lądu znajduje się na Ilheu das Rolas, najmniejszej z trzech zamieszkanych wysp w tym państwie. Podobnie jak w Ekwadorze, i tutaj znajduje się pomnik równika – w odróżnieniu od słynnego południowoamerykańskiego odpowiednika, ten z São Tomé znajduje się w prawidłowym miejscu, co stwierdzono już na początku XX w.

Image
Image
Image


Choć wyspa jest bardzo ładna przypuszczam, że gdyby nie równik, niewielu byłoby chętnych do jej zobaczenia. Dostać się tu jest dość łatwo – na wyspie funkcjonuje czterogwiazdkowy hotel Pestana Equador, do którego dwa razy dziennie przypływają promy z głównej wyspy. Najprościej oczywiście zatrzymać się tu na noc, choć nie jest tanio – doba kosztuje około 200 euro z dwuosobowy pokój. Myślałem nawet, żeby zatrzymać się na noc, ale nie mieli pokoi trzyosobowych, a płacenie za dwa dwuosobowe byłoby marnotrawstwem. Na szczęście jest możliwość zobaczenia wyspy bez noclegu w hotelu – najprościej jest wykupić wycieczkę w jednym z dwóch hoteli z sieci Pestana w stolicy. Opcja z transportem, przeprawą i obiadem kosztowała nas 43 euro za dorosłego. Wycieczka trwa praktycznie cały dzień, ale myślę, że warto. W cenie są ręczniki, więc można posiedzieć na pięknej hotelowej plaży lub skorzystać z ogromnego basenu.

Image

Dodaj Komentarz

Komentarze (12)

pabloo 8 lipca 2017 19:22 Odpowiedz
Fajnie, coś nowego, będzie kontynuacja?Tylko nie wydaje Ci się, że wrzucanie czyichś danych osobowych i to jeszcze ze zdjęciem na publiczne forum to nieporozumienie? Weź to skasuj szybko.
woy 8 lipca 2017 19:40 Odpowiedz
"Dane osobowe" były celowo zdekompletowane, a zdjęcie niewyraźne i uważam, że w takiej formie było to dopuszczalne. Ale jeśli niektórych bulwersuje, usuwam - nie jest to istotna część relacji.Kontynuacja oczywiście będzie - nie na darmo w nagłówku napisałem "Część I"
pabloo 8 lipca 2017 20:50 Odpowiedz
Imię, przyszłe nazwisko, data i miejsce urodzenia, data i miejsce chrztu, zdjęcie, informacja o tym, że bierze się ślub i z kim, a do tego dane przyszłego męża - to nie tak mało, a w mojej opinii zdecydowanie za dużo. A ktoś po prostu może sobie tego nie życzyć. ;) Woy napisał:Kontynuacja oczywiście będzie - nie na darmo w nagłówku napisałem "Część I"Rękę bym sobie dał uciąć, że jak zaczynałem czytać, to tego nie było 8-), choć przyjmuje, że może nie miałbym już ręki.
wintermute 10 lipca 2017 15:04 Odpowiedz
Wreszcie ktoś dotarł w to miejsce i będzie wiadomo czy warto :-)Bo na razie informacji jak na lekarstwo.Czekamy zatem na ciąg dalszy
japonka76 10 lipca 2017 15:20 Odpowiedz
Zapowiada się ciekawie. Czekam na dalszą część relacji.Taka Afryka, a jednak jak w Portugalii.Co tam można robić oprócz plażowania? Co jeść? Jak ludzie? Jak ceny?
pbak 10 lipca 2017 15:43 Odpowiedz
Zeby nie wcinac sie autorowi w relacje powiem tylko, ze samo miejsce jest genialne, to taka ukryta perelka Afryki. Jeden z bardziej wyluzowanych miejsc, w jakich bylem, dopiero ostniego dnia zauwazylismy, ze zle przestawilismy zegarki i przez caly pobyt funkcjonowalismy wedlug zupelnie innej strefy czasowej.
woy 10 lipca 2017 18:08 Odpowiedz
Dalsza część relacji być może dziś lub jutro - tekst jest, ciężko znaleźć czas na obróbkę zdjęć. Wybaczcie nowicjuszowi, trochę eksperymentuję z wielkością i ciężkością, te z pierwszej części ładują się trochę za wolno.@Japonka76Ludzie super, sympatyczni i nienarzucający się. Aż się zdziwiłem, bo dwójka jasnowłosych maluchów wzbudzała zainteresowanie, ale nikt nie nagabywał, tylko się uśmiechali. W Azji byłyby już dotykane ze wszystkich stron:) Poza tym bardzo bezpiecznie, chodziliśmy po stolicy po zmroku bez jakichkolwiek obaw. Problem tylko z językiem - po angielsku nikt dobrze nie mówił, więc jeśli nie znamy portugalskiego, porozumieć się trudno. Ja ratowałem się moim kulawym hiszpańskim i przynajmniej czułem, że byłem rozumiany.Ceny przedstawię szczegółowo w podsumowaniu, poziom podobny do portugalskiego - danie obiadowe średnio 10 euro, ale za najlepszą rybę na świecie (opinia moja, mojej żony i innych turystów, z którymi rozmawialiśmy). Nie ma sensu jeść niczego innego niż rybę :)Mam problem z pytaniem, co robić oprócz plażowania - kraj ze stolicą można objechać w dwa dni + dzień/dwa na Wyspę Książęcą i dzień na wypad na Ilheu das Rolas, ale interesujących miejsc nie ma za wiele. Bez dzieci można się wybrać na trekking w dżungli czy nurkowanie. Można też obserwować wykluwanie żółwi, ale my widzieliśmy to już w Omanie i tu odpuściliśmy.@pbakTylko mi nie mów, że byłeś tam w tym roku. Jeśli tak, to bylibyśmy pewnie jedynymi Polakami, którzy w tym samym roku byli w Palestynie, na Athosie i Sao Tome :shock: Na Syberii też zresztą byłem, rok temu latem :)
pbak 10 lipca 2017 20:43 Odpowiedz
@Woy Na Sao Tome byłem trzy czy cztery lata temu ale dobre wrażenie cały czas utrzymuje się w pamięci. Chyba będziesz jedynym Polakiem z taką kombinacją krajów w jednym roku :-)@Japonka76 Tam nie ma zabytków czy atrakcji "must see" w klasycznym tego słowa rozumieniu. I może właśnie dlatego tak mi się tam podobało bo zamiast pędzić od jednego punktu programu do drugiego można w spokoju porozmawiać z ludźmi albo podziwiać krajobrazy. A co do jedzenia, to poza rybami polecam kraby w takiej małej drewnianej restauracji na północ od stolicy (jeżeli jeszcze stoi, podczas naszej wizyty trzęsła się i skrzypiałą przy każdym kroku). Dostaje się ugotowanego kraba i drewniny młotek, taki jak w filmach o sędziach i prawnikach. I tym młotkiem trzeba rozwalić skorupę, żeby dostać się do mięsa, frajda niesamowita. Nie pamiętam tylko nazwy ale pewnie w każdym przewodniku będzie o tym miejscu mowa.
dj-toma 18 lipca 2017 22:37 Odpowiedz
W końcu jest pierwsza relacja z tych wysp na forum :) Bardzo zastanawiałem się nad tą destynacją gdyż na jednym z profili o tanich lotach ciągle pojawiają się przeloty linią TAP z Lizbony w kwocie 1100-1400 zł za podróż w dwie strony oraz zdjęcia, które towarzyszą tym wpisom nakręcają do zakupu. Odwiedzając już wcześniej "bratnie" wyspy Republiki Zielonego Przylądka i czytając Twoją relację muszę stwierdzić, że są bardzo podobne do siebie. W związku z tym chyba odbiegnę od tego pomysłu gdyż raczej nic nowego nie uświadczę co by zrobiło na mnie wrażenie. To co przemawia za odwiedzeniem tego miejsca to mała popularność kraju oraz położenie na równiku. Jednak dużym minusem pozostają ceny na miejscu które są dość wysokie, zwłaszcza gdy się chce coś zobaczyć. Dzięki za dość obszerną relację !
woy 19 lipca 2017 08:47 Odpowiedz
@dj_tomaNiestety nie byłem na Wyspach Zielonego Przylądka i nie jestem w stanie stwierdzić stopnia podobieństwa. Znam kilka osób, które były w obu tych krajach i jedni twierdzili, że są bardzo podobne, drudzy, że Sao Tome jest zdecydowanie bardziej "afrykańskie". Być może nie widać tego w tej relacji, ale podróżowanie rodzinne ma swoje ograniczenia.
marek-zimnicki 18 lutego 2018 17:46 Odpowiedz
Cześć. Wyruszam niebawem na Sao Tome. Mam do Was pytanie (w internecie są dość sprzeczne informacje) dotyczące obowiązkowej szczepionce przeciw żółtej gorączce. Z tego co doczytałem, jeśli przylatuje się samolotem z Europy, wówczas obowiązek szczepienie nie obowiązuje. Ale jak wiadomo, TAP lata z międzylądowaniem w Akrze. Więc de facto przylatuje bezpośrednio z Ghany. Czy szczepiliście się przed wylotem?Dzięki za informację!Marek
woy 18 lutego 2018 18:28 Odpowiedz
@Marek ZimnickiTo międzylądowanie nie jest traktowane jako przybycie z Afryki. Nie szczepiliśmy się i nikt się nie czepiał. Wcześniej potwierdzałem to też na infolinii TAP.